Pogrzeb odbył się 24 sierpnia, w sobotę. Prezydent Emmanuel Macron: Alain Delon wzbudzał marzenia świata. Mer Paryża Anne Hidalgo, socjalistka: Naznaczył nasze serca i umysły. Marine Le Pen, szefowa skrajnej prawicy: Odszedł z nim kawałek ukochanej Francji. Fabien Roussel, przywódca francuskich komunistów: Ikona kina, za którą płacze świat. Każdy ma swojego Delona. Święte monstrum światowego kina, człowiek skłócony z życiem, o buńczucznym wizerunku. Ideał męskiej urody „jak bóg piękny”. À propos jego urody Jeanne Moreau mawiała, że „Marlon Brando mógłby mu buty czyścić”, a Madonna dedykowała mu piosenkę „Beautiful Killer”. Nie zaprzeczał, że najwięcej zawdzięcza kobietom. Grał u najlepszych reżyserów – Melville’a, Antonioniego, Loseya, Schlödorffa, Viscontiego, z którym miał mieć romans. Lecz z czasem okrzyknięto go homofobem, również reakcjonistą, mizoginem, seksistą kpiącym z ruchu MeToo i kobiet „ukrywających kobiece cechy, aby się upodobnić do mężczyzn”.
A jak sam siebie widział Delon? Przed laty zrobił publiczny rachunek sumienia, którego wysłuchał Karl Zéro z nieistniejącego już miesięcznika Le Vrai Papier Journal. Oto fragmenty tej osobliwej spowiedzi:
W większości moich filmów już umierałem. To jedyna rzecz, której jesteśmy pewni, gdyż już przy narodzinach jesteśmy skazani na śmierć. Z bliska widziałem śmierć w Indochinach w 1955, pływając na małej barce. Szczękałem zębami ze strachu. Wszyscy szczękali. Czterdziestu facetów szczękało zębami w zupełnej ciszy, w której słychać było tylko ryk silnika… Chciałbym, żeby Bóg istniał. Nie modlę się jednak. Chociaż to sprawa bardziej złożona. Wierzysz w Boga, potem nie wierzysz, a kiedy masz wielki problem, modlisz się do Niego…
Nie lubię kapryśnych ludzi. Sam jestem kapryśny i bardzo mi to dokucza. Nie umiem znaleźć na to recepty. Nie ma przecież pigułki na kapryśność, zmienność, drażliwość. W przeciwieństwie do tego, co się na ogół sądzi, chciałbym być mniej wrażliwy. Całe życie byłem twardy. Nie miałem wyboru. Byłem dzieckiem nieszczęśliwym. Jak miałem 4 lata, moi rodzice rozstali się i każde z nich żyło swoim życiem. Mnie oddano do pensjonatu, gdzie byłem od 6. do 16. roku życia. W wieku 17 lat wstąpiłem do armii. Tam też byłem samotny i nieznośny, skoro na 4 lata służby 11 miesięcy spędziłem w areszcie. W wojsku chciałem znaleźć jakąś namiastkę rodziny, której nie miałem.
Ale miałem szczęście odnaleźć się w swoim zawodzie. To był szczęśliwy traf. Bez niego nie wiem, jak bym skończył, a tak – całe życie bawiłem się w Delona. To szczęście być Delonem w porównaniu z losem milionów ludzi. Nie można zadekretować równości szans. To utopia. Brzydula i wyrafinowana piękność, jednakowo zdolne, przyjeżdżając do Paryża, nie mogą liczyć na równe szanse. Różnice wynikają już z urodzenia. Pod tym względem urodziłem się z większymi szansami od innych. Do dziś jestem okropnym dzieckiem. Nie wydoroślałem. Mężczyźni nie wyrastają z dzieciństwa, tylko bawią się w dorosłych mężczyzn, pozostając w głębi duszy dziećmi. Kiedy o tym zapominają, robią błędy i tracą wszystko. Dlatego bawię się w kino, w Delona. Wszystko wokół to jedna wielka komedia. Wszyscy kogoś grają, kimkolwiek są, jakiekolwiek byłyby ich zawody. Ja odgrywam Delona i zawsze, kiedy się rano budzę, ta rola się we mnie utrwala.
Zaręczano mnie z całym kobiecym światem. Zaczęło się od Dalidy. Nagraliśmy razem tę znaną piosenkę „Paroles, paroles”. Dalidę kochałem, ale nigdy nie była moją kochanką, tak się złożyło… Brigitte Bardot? Z Brigitte byłem bardzo związany, ale inaczej, niż się sądzi. W tych sprawach jestem albo – albo. Albo jestem kochankiem, albo „bratem”. Nie lubię mieszać tych spraw. Nie jestem specjalistą od miłosnych niuansów, podbojów. Nie znoszę miłosnych przyjaźni, nie sypiam z siostrami… A kobiety? One i tak mają pewną przewagę nad nami, ale tylko w relacjach miłosnych.
Nigdy nie wypierałem się przyjaciół. Miałem ich zarówno wśród podejrzanych typów, jak i gliniarzy. Nie bardzo pasowali do siebie, ale to mój wybór, co otwarcie przyznawałem. To rodzaj kultu, jaki odczuwam wobec przyjaźni. Testowano mnie, również politycznie. W latach 70., gdy się z czymś nie zgadzałeś, klasyfikowano cię jako faszystę, a jak nie byłeś konformistą – stawałeś się reakcjonistą. Dziś etykiety się zmieniły – teraz jest się rasistą.
Wypomina mi się przyjaźń z Le Penem (ojciec Marine). Kiedyś zaprosiłem go na uroczystość wręczenia mi przez Jacka Langa (minister) Komandorium Literatury i Sztuki. Było wielu zaproszonych polityków, ale zapamiętano Le Pena. Poznałem go w latach 60. przez przyjaciela Korsykanina, który był ojcem chrzestnym jego córki. Miałem dużo przyjaciół. Jedni nie żyją, inni są w więzieniu. Nie jest tajemnicą, że ich tam odwiedzam. Nie mogę się ich wyprzeć tylko dlatego, że wylądowali za kratami albo że stanęli na czele jakiejś niewygodnej partii. Dla mnie przyjaźń to świętość. Nie zdradzam, nie oszukuję w przyjaźni, czy mi się to podoba, czy nie – taki jestem. A co myślą o mnie inni, mam gdzieś. Dla mnie liczy się tylko opinia moich bliskich. Reszta to…
Już nie dokończy. Zgodnie z jego życzeniem pogrzeb ma mieć charakter prywatny. W obecności 40 osób, w kaplicy jego prywatnej posiadłości w Douchy (Loiret), celebrowany przez prałata Di Falco, byłego biskupa Gap, jednego z najbardziej medialnych postaci Kościoła francuskiego (przyjaźnili się). Alain Delon spocznie za ołtarzem kaplicy, wokół której pochowano 50 jego psów. „Był za piękny”, wyznała kiedyś Romy Schneider, jego miłość tragiczna. BYŁ.
Źródło: https://www.ifrancja.fr/to-ja-alain-delon-spowiedz-zycia-domknietego/
Brak komentarzy.